strona główna płyty i książkitekstyprasagaleriakontaktlinki

19.10.2011, Dziennik Polski

Tyle nieba, tyle piosenek

MUZYKA. Dziś kończy się konkursowa część Studenckiego Festiwalu PiosenkiW krakowskiej PWST, gdzie w środowy wieczór Basia Stępniak-Wilk z przyjaciółmi przywołała piosenki z płyty "Muzyczna bombonierka - Wieczór NiePerwersyjny", i promowała album "Tyle nieba", zabrakło miejsc.

Jakże wspaniale reagowała publiczność na te piosenki, nastrojowe, liryczne, czasem zabawne czy wręcz "perwersyjnie" dwuznaczne - ale jest to "świntuszenie" niczym u Jeremiego Przybory, to zawsze inteligentna gra literacka, zabawa słowem, jego odwrotną stroną ("W szczycie", "Chóru Ad", "Dziewica Marianka"). Bo Basia Stępniak-Wilk pisze elegancko, poetycko. I tak też śpiewa. A że otoczyła się znakomitymi wokalistami, jak Ada Bujak, która posługując się swym klasycznie wykształconym głosem umie być zabawna w konwencji buffo, i poruszająca w piosenkach lirycznych; jak wulkan energii w postaci aktorki Marty Honzatko, która nawet pomyłkę w tekście (śpiewała zmęczona po przylocie z USA) przekuła w walor; jak dwaj kompetentni i mający estradowy wdzięk panowie Tomasz Mars i Marcin Wojtowicz - całość ma urok, który rodzi owacje publiczności. Nie byłoby ich, gdy nie mistrzostwo kompozytora Aleksandra Brzezińskiego, mającego dar pisania ładnych, melodyjnych, nieraz przebojowych (by przywołać tylko "Bombonierkę") tematów.

Świetna płyta i znakomity koncert, który słusznie otworzył skromną tegoroczną pozakonkursową część festiwalu. Byłby ozdobą każdej imprezy. Gdy na bis popłynęła piosenka "Wiosno, zostań" pomyślałem, jakże to idealna płyta na jesienne i zimowe wieczory. Radzę spróbować!

Wieczór miał i rodzinny charakter, nie tylko wzięły w nim udział dzieci artystów, syn Marty Honzatko i Macieja Półtoraka Tobiasz oraz syn Basi Stępniak i Aleksandra Wilka Miłosz, ale i okazało się, że drugie z małżeństw obchodzi tego dnia swe 15-lecie. Dodajmy, że to pod czujnym uchem Aleksandra Wilka powstają od lat płyty, nie tylko te firmowane przez jego żonę.
A potem już, przy pysznym portugalskim winie, odbywała się promocja wydanego przez Zaszafie.pl albumu "Tyle nieba", z tekstami Basi Stępniak-Wilk i urzekającymi zdjęciami Zbyszka Pajewskiego ze Szczecina, który wystąpił w mundurze leśniczego, bo tym się para na co dzień... Okazał się nie tylko niezwykle utalentowanym fotografikiem, ale i uroczym człowiekiem. Mówiła o nim więcej Basia Stępniak- -Wilk na naszych łamach w środę, zatem teraz jedynie polecam i wystawę w PWST, i wspomnianą książkę.

Wczorajszy drugi dzień konkursowych przesłuchań był bez wątpienia ciekawszy. Na pewno za sprawą Jakuba Pawlaka, studenta Uniwersytetu Łódzkiego, który własną muzyką oprawił wiersze Wojaczka, Kulmowej i (na życzenie jury, jako trzecia piosenka) Józefa Barana. Nie dysponuje zbyt dużym głosem, ale ma osobowość i pomysł na muzykę, którą sam wydobywa z akordeonu i trąbki; zresztą został już w tym roku dostrzeżony podczas XXXVIII Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych "Śpiewajmy Poezję", zdobywając II nagrodę.

Śpiewali też wczoraj dwaj interesujący bardowie - anglista z Warszawy Mateusz Rulski-Bożek, i Paweł Ruszkowski, maturzysta z Kościerzyna, który sięgnął m.in. po wiersz Adama Zagajewskiego "Jak wygląda człowiek, który ma rację". Z pań mogły zrobić wrażenie 18-latka Agata Rożankowska z Bydgoszczy i Judyta Wenga, studiująca w Akademii Muzycznej w Gdańsku.

Dziś ostatni dzień, po czym wieczorem jury ma ogłosić werdykt, dziś też pojawi się kilku faworytów, tak więc od godz. 10 w PWST może być ciekawie.

Wacław Krupiński
Fot. Wacław Klag

basia

19.10.2011, Dziennik Polski nr 54 online

Teksty, które fruwają razem z fotografiami

ROZMOWA. BASIA STĘPNIAK-WILK opowiada nie tylko o dzisiejszym recitalu i promocji książki "Tyle nieba"

Pani Basiu; "Tyle nieba", czyli ile?

- Tyle, ile widzimy, czujemy, przeczuwamy, słowem - dużo. A kiedy chcemy komuś nieba przychylić, to ten bezmiar ogromnieje i ogromnieje... W moich tekstach zawsze było pełno nieba i błękitu, studiowałam mądre księgi o kolorach, żeby te niebieskości zmysłowe, metafizyczne, na pozór optymistyczne, a w rzeczywistości w jakąś nicość i przeraźliwą nieskończoność prowadzące ogarnąć. A teraz, kiedy dostałam tyle nieba od pana Zbyszka Pajewskiego, trudno było o bardziej stosowny tytuł.

- 38 wierszy i piosenek wybrała Pani do tego pięknego tomu, ze zdjęciami pejzażowymi, chwilami malarskimi Zbyszka Pajewskiego... Skąd pomysł, by zdjęcia dopełniały słowo, wzmacniały?

- Ta książka to pomysł pana Zbyszka. On sam mówi, że moje teksty fruwają razem z tymi fotografiami, unoszą się. Mam stronę internetową www.basiastepniakwilk.pl. Każdy tą drogą może się ze mną skontaktować. Pan Zbyszek zaczął pisać do mnie jakoś na początku roku: najpierw, że dawno nic tak go nie poruszyło, jak moje teksty, potem, że gdy czyta poszczególne frazy, wydają mu się one idealnym komentarzem do zdjęć, które robi od lat, w końcu - z pytaniem, czy może przygotować wystawę fotografii z cytatami z moich tekstów. I pokazać ją swojej leśnej braci, bo tak w ogóle to jest leśniczym i mieszka w Szczecinie. Wydawało mi się to miłe i niegroźne, więc zgodziłam się. Wtedy się zaczęło. Niezliczone ilości e-maili z przepięknymi skądinąd fotografiami, słane do mnie setki pytań dotyczących tekstów i możliwości dopasowania ich do fotografii. I nagle okazało się, że gotowa jest nie tylko wystawa, ale i tomik, a że pan Zbyszek zajmuje się też edycją książek, zrobił już wszystko. Nie mam pojęcia, kiedy zrobił, ani jak mnie podszedł, bo generalnie wydawało mi się, że cały czas z wrodzonej bojaźni przed podejmowaniem decyzji mówię "nie".
- Niektóre z tych wierszy znam jeszcze z wydawnictwa "O obrotach", inne to już nowe, jak: "Bombonierka", "Słodka chwila zmian", "Niegotowa bossa nova", czy "Wiośnie nie", by przywołać tylko niektóre piosenki, dzięki którym zażywała Pani sławy...
- To tak naprawdę pierwszy taki prawdziwy i pozbawiony mojego śpiewu zbiór, więc jest rodzajem prezentacji "The best of Basia". Ale są tu też nowości.

- Piosenka a wiersz; wie Pani, co w danej chwili pisze, nazywa to od razu?

- Ja zawsze piszę teksty piosenek. Dbam, by miały rym, rytm, by ich śpiewanie było wygodne dla wokalisty. Ale ciągle ktoś ma mi za złe, że nazwą "teksty" deprymuję moje pisanie, że to wszystko jest poezją, wierszem, a ja powinnam mówić o sobie "poetka". Mam z tym kłopot.

- Mirek Czyżykiewicz w rymowanym słowie wstępnym zauważa: "Znam ja kunszt Basi nie od dzisiaj. /I od lat trąbię wszem i wobec/że jedną z najlepiej /(nie tylko współcześnie) /piszących w Polsce jest kobiet". Co to znaczy wiedzieć u kogo zamówić wstęp; poprzednio komplementował Panią Jan Wołek...

- Mirek jest nie tylko znakomitym poetą i wybitnym interpretatorem poezji, ale też - artystą grafikiem. Moje pisanie zna od lat kilkunastu i wiem, że jest mu przychylny. Ale jeszcze bardziej był oczarowany fotografiami, ich wieloznacznością, tym połączeniem tekstu z obrazem i wreszcie - edycją, rodzajem czcionki, kompozycją, całą pracą, talentem i wrażliwością pana Zbyszka Pajewskiego.

- Z radością czytam też w tym "słowie" Mirka o Pani talencie, inteligencji i klasie; to dziś na estradzie towar coraz bardziej reglamentowany... Książka będzie promowana przy okazji środowego recitalu "Wieczór niePerwersyjny", w którym Pani wraz z przyjaciółmi przywoła piosenki z ostatniej Waszej naprawdę świetnej płyty.

- "Promujemy" płytę "Muzyczna bombonierka - Wieczór NiePerwersyjny", prezentujemy premierowo "Tyle nieba", wydane przez Zaszafie.pl, zapraszamy też na wernisaż fotografii pana Zbyszka w foyer PWST. Płyta to zbiór kabaretowych głównie piosenek z moimi tekstami i muzyką Olka Brzezińskiego, więc i "Bombonierka" jest w tym zestawie, obok duetów, tercetów i pieśni zbiorowych. Pan Andrzej Zarycki zawsze powtarza: najważniejsze - dobrze obsadzić. Ada Bujak, Marta Honzatko, Marcin Wójtowicz, Tomasz Mars to artyści świetni wokalnie i aktorsko, piękni, pracowici, pomysłowi. Do tego znakomity zespół pod kierownictwem Olka Brzezińskiego - Paweł Solecki, Michał Braszak, Arek Wiech, Gerta Szymańska.

- To recital w ramach 47. Studenckiego Festiwalu Piosenki; Pani wygrała go w 1995 roku, zamieniała Lublin na Kraków, uznała, że piosenki to będzie sposób na życie... Sprawdziło się?

- Mój sposób na życie to Kraków i mężczyzna, którego tu poznałam i pokochałam. I który przychyla mi tyle nieba.

- Pytam o to, bo na okładce wspomnianej książki na końcu notki o Pani czytam "pisze, śpiewa, wątpi". To wątpi mnie interesuje...

- Wątpi, oj, wątpi. Ale bardziej stara się skupić na "pisze i śpiewa".

Rozmawiał Wacław Krupiński

basia

07-03-2011, Dziennik Polski nr 54 online

Nieperwersyjna przewrotność

Z naszych spektakli widzowie wychodzili naprawdę zawsze w znakomitych humorach i z uśmiechem na twarzy. Te piosenki i ich wykonawcy nie oszukują, nie mówią, że świat jest lepszy, niż jest, ale pełno tu radości i światła, nawet kiedy nie są to kabaretowe żarty - mówi BASIA SĘPNIAK-WILK o płycie "Muzyczna bombonierka"

"Wieczór NiePerwersyjny", i słusznie, bo piosenki co najwyżej z lekkim podtekstem, żadnego świntuszenia...

Mam wrażenie, że świntuszenia mamy wokół aż nadto, do tego stopnia, że nie robi ono na nikim wrażenia. A z drugiej strony ciągle się na to stawia jako na coś atrakcyjnego. Na początku mówię więc prowokacyjnie naszym widzom: "Dziś będzie nie perwersyjnie, zapewne to się nie przyjmie, bo nijak ma się, co tu gości, do twardych praw oglądalności".

Skąd zatem to słówko w tytule, czyżby dlatego, że - jak podaje na okładce płyty, za Kopalińskim, rekomendujący krążek Artur Andrus, perwersja to także przewrotność?

...rodzaj wynaturzenia, zboczenia, odmienności, a u NiePerwersyjnych jest jak najbardziej grzecznie i klasycznie. W dodatku słowa pisze polonistka, kompozycje zawodowy muzyk, grają instrumentaliści z dyplomami akademii muzycznych, śpiewają wykształcone w tym kierunku osoby. O ile pamiętam, w wymyślaniu tytułu pomagał mi dyrektor Lochu Camelot Kazimierz Madej. Zaproponowałam kilka tytułów przygotowywanego programu, haseł nas określających i usłyszałam, że to wszystko brzmi źle, mdło, a powinno być zaskakujące, przyciągające uwagę, intrygujące, perwersyjne... Westchnęłam, że to nie jest perwersyjne i - tak narodził się tytuł spotkań z piosenkami napisanymi przeze mnie i Olka Brzezińskiego.

Od lat pojawiały się te wieczory - w Lochu Camelot, Pani artystycznym mateczniku, w Teatrze Groteska, teraz zebrane na płycie dają świadectwo urody tych spotkań...

Rzeczywiście od lat! Od pierwszego wieczoru do dziś przybyło nam sześcioro dzieci! Ubyło na to konto czasu i te spotkania co chwila zawieszaliśmy, ale urodziwe były niewątpliwie. Lubimy się, spotykamy nie tylko na scenie, poza tym każdy z NiePerwersyjnych to nie tylko talent, ale i osobowość. Wyrazista i niepowtarzalna. Dlatego nasze spektakle są niezwykle kolorowe, nie pozwalają się nudzić. Różnorodne charaktery, temperamenty, głosy i do tego jeszcze powiew entuzjazmu i młodości.

Trudno było wybrać 21 piosenek spośród stworzonych na przestrzeni lat?

Kilka piosenek z tego programu nagrałam na moją płytę solową "Słodka chwila zmian", nie chciałam ich teraz powtarzać. Z kilku wyrośliśmy. Ale proszę zauważyć, płyta i tak ma ponad 70 minut...

Pani teksty, zabawne, przewrotne lub finezyjnie nastrojowe i znakomicie je dopełniająca muzyka Aleksandra Brzezińskiego - co powstaje pierwsze?

Zawsze tekst. Pisuję czasem do powierzonej mi muzyki, ale nie współpracując z Olkiem. Olek Brzeziński jest bardzo czuły na słowo, na obraz zawarty w mojej poetyckiej opowiastce. Ma zresztą na swoim koncie nie tylko nagrody za piosenki, ale również za muzykę teatralną. Dla mnie to komfortowa sytuacja...

Stworzyli Państwo już kilka przebojów, w tym "Słodką chwilę zmian", "Wiośnie nie!" - i ten najbardziej znany - "Bombonierkę", która wyniosła Panią na długie tygodnie na Listę Przebojów Trójki... "Bombonierka" jest i na tej płycie - gwizdana. Czyj to gwizd?

Samego kompozytora! "Bombonierkę" napisaliśmy na moją płytę, nie na potrzeby "Wieczoru NiePerwersyjnego", ale to w jakiś sposób wizytówka naszej współpracy. Natomiast wersja oryginalna z nie dającym o sobie zapomnieć głosem Grzegorza Turnaua, zbyt nas cieszy, by próbować ją modyfikować. Stąd pomysł na taką prezentację nieomal instrumentalną.

Śpiewają poza Panią artyści znani, m.in. z kabaretu Loch Camelot - Ada Bujak, Marta Honzatko, Marcin Wójtowicz, a także Tomasz Mars. Może ich Pani zarekomendować, scharakteryzować...

A zdoła pan poświęcić nam kilka stron? Bo każda z tych osób ma dokonań, nagród, osiągnięć na co najmniej szpaltę! Ada Bujak - sopran, solistka zespołu Capella Cracoviensis, laureatka Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Francuskiej w
Lubinie, Grand Prix Ogólnopolskiego Festiwalu Niezapomnianych Przebojów w Bydgoszczy, złotowłosa diwa; Marta Honzatko - II miejsce Grechuta Festival, II miejsce Festiwalu Twórczości Korowód, główna rola w filmie "Czarny czwartek", demoniczna i porywająca; Tomasz Mars - laureat festiwali, w tym łódzkiej Yapy, aktor współpracujący m.in. z teatrem Łaźnia Nowa, posiadacz dwu solowych płyt z tekstami Michała Zabłockiego, romantyczny i uwodzicielski; i Marcin Wójtowicz - aktor kabaretu Loch Camelot, odtwórca głównych ról w musicalach granych obecnie w Teatrze Powszechnym w Radomiu, świetny w piosenkach kabaretowych, ale gdy nie śpiewa, też panny w pierwszych rzędach omdlewają na jego widok... I do tego wspaniali muzycy: Paweł Solecki, przez wiele lat pierwszy fagocista Capelli Cracoviensis, grający i na melodice, fletach, cajonie, Gertruda Szymańska - instrumenty perkusyjne, Michał Braszak - kontrabas, Arek "Bombel" Wiech - gitara, Tomasz Hernik - puzon, i oczywiście Aleksander Brzeziński - fortepian. Na co dzień instrumentaliści ci współpracują z tyloma znanymi i uznanymi artystami, że tym bardziej dumna jestem i szczęśliwa, że są ze mną, z nami.

To poproszę jeszcze o zareklamowanie całej płyty - w moim przekonaniu świetnej, przynoszącej piosenki niebanalne, melodyjne, zróżnicowane, ładnie oprawione aranżacjami samego kompozytora, dobrze zaśpiewane... Smakowita wielce ta "muzyczna bombonierka", którą Pani - jak czytam na okładce - częstuje...

Częstuję i mam nadzieję, że po tej pierwszej "Muzycznej bombonierce" będą następne, również zaskakujące swoją zawartością. Proszę też zwrócić uwagę na uroczą szatę graficzną wymyśloną i przygotowaną przez Katarzynę Godyń- -Skoczylas, a słuchając - na perfekcyjne nagranie studyjne zrealizowane przez Aleksandra Wilka... Z naszych spektakli widzowie wychodzili naprawdę zawsze w znakomitych humorach i z uśmiechem na twarzy. Te piosenki i ich wykonawcy nie oszukują, nie mówią, że świat jest lepszy, niż jest, ale pełno tu radości i światła, nawet kiedy nie są to kabaretowe żarty.

Wacław Krupiński

basia

 

2009 "COGITO"

Dokąd wysłać tekst z szuflady?

Z Barbarą Stępniak--Wilk, wokalistką, autorką tekstu przebojowej „Bombonierki”, którą brawurowo zaśpiewała z Grzegorzem Turnauem rozmawia Dorota Nosowska

Pisanie tekstów piosenek to takie zajęcie, które nie wymaga inwestowania w drogi sprzęt. W co więc powinien inwestować przyszły autor: w lektury, płyty, spotkania towarzyskie?

Moja konieczność pisania zawsze łączyła się z manią odwiedzania sklepów papierniczych. Ale też 20 lat temu, kiedy zaczynałam pisać piosenki, zdobywanie papieru, zeszytu, notesu, było prawdziwym wyzwaniem, a zdobycie – sukcesem. Trudno sobie Pani pewnie wyobrazić, że po prostu nie było na czym pisać. Do dziś natomiast odczuwam coś takiego jak pokusę płynącą z bieli kartki, pisanie w komputerze nie udaje mi się w ogóle. Mnie inwestowanie w porządne pióro i przyjazny zeszyt pomaga, ale jeśli mowa o inwestycjach, to sensowniejsze jest zaangażowanie głowy i czasu niż portfela. Proszę nie wierzyć, że jeśli się za dużo przeczyta, to człowiek wypłucze swoją głowę z oryginalności i zechce naśladować albo będzie to robić mimowolnie. Nie, łatwiej jest oczytanemu człowiekowi znaleźć własną drogę, nie drżeć, że może już ktoś napisał to podobnie i świat zna tamtą wersję. Trzeba czytać, poszerzać słownictwo, podglądać, podsłuchiwać, poznawać siebie, przez poznawanie innych. A teraz umożliwiają to sklepy muzyczne, księgarnie, internet… Spotkania towarzyskie – myślę, że każde spotkanie z drugim człowiekiem jest ważne.

Do którego momentu pisać do szuflady? Skąd można wiedzieć, że tekst jest już na tyle dobry, że warto go komuś pokazać?

Chyba każde pisanie zaczyna się od szuflady. Właściwie – od tęsknoty za drugim człowiekiem, rozmową z nim i próbą poradzenia sobie z samotnością. Ale szuflada toleruje naszą nieśmiałość, nie zadaje pytań, nie krytykuje, także nie chwali – z pochwałami w gruncie rzeczy też nie radzimy sobie najlepiej. O ten moment… inicjacji zapytałam poetów Adama Ziemianina i Józefa Barana, kiedy świętowali swoje 40-lecie pracy twórczej. Pan Adam odpowiedział, że prawdziwym poetą poczuł się 40 lat temu, kiedy zaczęto drukować jego wiersze. Pan Józef – że dopiero teraz, z perspektywy czasu widzi, że zawsze był poetą, ale nie umie wskazać decydującego zdarzenia, daty, nawet roku. To zapewne sprawa indywidualna. Podobnie jak z momentem, w którym tekst warto komuś pokazać. Jeśli ma się taką potrzebę, trzeba to zrobić. Konfrontacja z widzem, słuchaczem, czytelnikiem zawsze jest pouczającym doświadczeniem. Ale mama może być zbyt przychylna, a koleżanka zbyt złośliwa. Nasz krytyk, recenzent może się pomylić w ocenie albo nie być kompetentny. Prosi pani o wskazówki, a ja znów mówię o zagrożeniach, które czyhają nie tylko na debiutantów… Nie jest tak źle, po prostu nie jest łatwo i nie ma prostych recept. Pewne jest jednak, że nie krytykuje się tylko tego, kto nic nie robi.

Co powstaje najpierw w przypadku Pani piosenek: tekst czy muzyka? Jak było ze słynną „Bombonierką”, którą zaśpiewała Pani z Grzegorzem Turnauem?

W moich autorskich piosenkach słowa i muzyka powstają równolegle, ale w ostatnich latach zaczęłam pisać teksty dla innych wykonawców i kompozytorów. „Bombonierkę” skomponował Aleksander Brzeziński do napisanego przeze mnie wcześniej tekstu. Mamy zresztą spory komplet wspólnych piosenek i pewne plany z nimi związane, ale nie chcę zapeszyć…

Zanim znalazła się Pani na I miejscu Listy Przebojów Programu III, jeździła Pani na różne festiwale, i często je wygrywała. Które z nich można polecić młodym autorom?

Na pociechę dla początkujących – powiedzmy jeszcze, że jeździłam przez kilka lat i nie otrzymywałam nawet najskromniejszych wyróżnień, a przy kolejnym „podejściu” nagle Grand Prix i pierwsze nagrody. Miło wspominam SMAK w Myśliborzu, radomską Łaźnię i Spotkania z Poezją Śpiewaną i Piosenką Autorską w Biłgoraju. Ważnym konkursem jest Studencki Festiwal Piosenki w Krakowie, w którym też przyznaje się nagrodę im. Wojtka Bellona – właśnie za najlepsze teksty. Dla śpiewających autorów świętem jest warszawska OPPA – Ogólnopolski Przegląd Piosenki Autorskiej: możliwość prezentacji, spotkania doświadczonych twórców i zasięgnięcia ich porady. Przyglądałam się jednak ostatniemu konkursowi i zauważyłam, że niemal każdy, kto nie przeszedł do finału, mówił o niesprawiedliwości jury i że więcej nie pojedzie na żaden konkurs. No cóż – pokora i cierpliwość mile widziane, a poza tym – przecież najważniejsza powinna być możliwość pokazania się i posłuchania tego, co mają do powiedzenia inni.

Łatwiej pisze się Pani teksty dla siebie czy dla innych? I czy człowiek, który chce pisać teksty piosenek, a śpiewać nie umie – jest skreślony?

Śpiewanie jest fantastycznym zajęciem, zwłaszcza gdy ma się do kogo śpiewać, dopisuje forma i samopoczucie. Ale każdy występ jest rodzajem egzaminu. Dla śpiewającej autorki jest to egzamin z jej tekstu, muzyki, wyglądu, umiejętności wokalnych, czasem – instrumentalnych, a także z tego, jak znosi podróże. W różnych latach mojego życia usłyszałaby Pani różne odpowiedzi. Dziś łatwiej mi się pisze teksty dla innych i jest dla mnie wyróżnieniem, jeśli ktoś czyta, śpiewa moje słowa jak własne. I będę śpiewać, dopokąd będę czuła, że to ma jakąś urodę i sens, ale bycie nieśpiewającą autorką nie wydaje mi się złą perspektywą.

Czy trzeba mieć słuch muzyczny, by pisać teksty piosenek? I czym różni się tekst dobrej piosenki od dobrego wiersza?

Jeżeli chodzi o wiersze, to teraz wszelkie formy z zachowanym rytmem, średniówką, regularnością rymów wydają się archaiczne. Białe wiersze bywają wprawdzie śpiewane, ale tekst piosenki rządzi się odmiennymi prawami. On powinien mieć określoną ilość sylab w wersie, nie razi w nim powtarzalność całych fraz czy pojedynczych wyrazów, wręcz wskazany jest szlagwort – ten stały, powracający zwrot. To, co nie uchodzi wierszowi, może być zaletą piosenki. Banał wybroni się w piosence, a misterna ekwilibrystyka słowna wiersza może piosenkę uczynić groteskową lub po prostu niestrawną. A co do słuchu muzycznego – na pewno wyczucie rytmu się przydaje.

Proszę sobie wyobrazić, że licealista napisał świetny tekst. Chciałby go oddać do śpiewania jakiemuś wokaliście. CO ma z nim zrobić? Dokąd wysłać?

Większość śpiewających artystów ma swoją stronę internetową, podobnie zespoły, kabarety – wysłanie e-maila, to najłatwiejsza droga. Poza tym warto rozejrzeć się wokół, wśród rówieśników. Może ktoś marzy o założeniu zespołu, wystąpieniu w konkursie, ale poszukuje tekstów – nie z podręcznika, ale ze swojego podwórka, swoich czasów.

I jeszcze takie kłopotliwe pytanie: czy można żyć z pisania tekstów piosenek?

Być może tak, ale większość autorów pracuje jeszcze – na scenie, w rozgłośniach radiowych, redakcjach gazet, domach kultury. A dla wielu pisanie jest po prostu oderwaniem od codzienności. Cudownym, bo trudno o przyjemniejsze uczucie, niż ta chwila składania słów w nową rzeczywistość, chwila tworzenia.

fot. Arkadiusz Sędek

basia

Rynek, Informator Kulturalny Staromiejskiego Domu Kultury w Warszawie, nr 55, kwiecień 2009

Basia Stępniak-Wilk – zjawisko
Marek Bartkowicz

Tytuł umieszczony powyżej może świadczyć o moim zapatrzeniu i zasłuchaniu w twórczość Basi. To prawda, znam Basię od lat i od początku przyklaskuję jej talentowi. I tak jest. Jestem zasłuchany i zapatrzony, bo Basia uprawia ten rodzaj sztuki, który jest mi najbliższy. Pisze piosenki, komponuje, a następnie wykonuje publicznie. Mój sentyment jest tym głębszy i jak sądzę udziela się on również z tego samego powodu całemu SDK-owi, iż właśnie tutaj Basia rozpoczynała swe warszawskie podboje.

Na długo zanim zacząłem organizować Scenę Piętro Wyżej, artystów piosenki poetyckiej zapraszał w imieniu SDK Mirosław Czyżykiewicz. To on odkrył dla stolicy wschodzący talent Basi Stępniak-Wilk. Podczas sprokurowanego przez Mirka koncertu wysłuchałem recitalu, by natychmiast po jego zakończeniu jako pierwszy dobiec do szatni, gdzie można było nabyć kasety artystki i wykupiłem wszystkie 5 sztuk. Tylko tyle artystka zabrała ze sobą z Krakowa. Zawsze, gdy mówię o Basi, opowiadam tę historię, jak również to, że kasety zakupione wówczas rozdałem przyjaciołom, celem podzielenia się. Niebawem na Basię spłynął deszcz nagród festiwalowych i nagrała swą debiutancką płytę.

Basine pisanie piosenek, jej poetyka, jej mówienie przez śpiewanie, mnie osobiście poraża. Wyczuwam w Jej twórczości szczerość, potrzebę mówienia o tym, czego doświadcza, co ją skłania do refleksji. Refleksję rymuje, układa melodię, czasem podsuwa komuś tekst, by skomponował, a wreszcie powstałe piosenki śpiewa, byśmy chłonęli.

Basia pisze zazwyczaj o miłości i robi to tak konkretnie, że nawet męskim rozumem da się pojąć to, co dla męskiego oka i ucha zazwyczaj niepojęte. Pisząc o bolesnym rozstaniu potrafi jednak być dowcipna, a dowcip miesza z poezją, jak choćby w piosenkach “Odjazdy” czy “Słodka chwila zmian”. Potrafi też opisać kobiecą potrzebę miłości z dystansu, patrząc na wymyślony przez siebie los, jak w “Dyrygentce”, jednak w tym przypadku nie pozwala sobie na dowcip. Tu, mimo iż tekst skrzy się zaskoczeniami, Basia przekazuje nam jedynie dramat.

W piosenkach podaje nam siebie jak na tacy, by się przedstawić, byśmy jej kibicowali, cieszyli się jej radością, jak również dzielili jej porażki, bo do nich się również Basia w swych piosenkach przyznaje.

Basia pisze i śpiewa głównie o miłości. Potrafi jednak również potrząsnąć tematem, który dotyczy każdego z nas, jak choćby w piosenkach “Magnolie”, “Po schodach” czy “Zawieruszone”. No i ten swoisty warsztat literacki i ten wykonawczy! Basia pisze długie zdania, czasami ciągnące się przez całą zwrotkę, a nawet dłużej, wbrew kanonowi, iż w piosence należy rzucać hasłami nie dłuższymi niż wers. Gdy te długie zdania wyśpiewuje, komunikat jest przejrzysty, a treść onieśmiela. Nie ma w tym niczego z poetyckiej mgły wzmagającej nastrój, nie ma czarowania, jest rozmowa ze słuchaczem o uczuciach, doznaniach, życiu i takich tam innych dyrdymałach. Z premedytacją zdanie poprzednie zakończyłem, jak zakończyłem, bowiem Basia pisze i śpiewa o rzeczach ważnych, gorzko acz dowcipnie przymrużając oko. Czasem poświęca tej dowcipnej części swego talentu całe piosenki, jak choćby “To był blondyn”, “Anemia” czy będąca w wielu rozgłośniach przebojem “Bombonierka”.

Dla mnie – wyedukowanego przez Koftę i Młynarskiego, że w piosence najważniejsze jest słowo, komunikat, treść i przekaz, pojawienie się dziś, choć było to właściwie przedwczoraj, takiej osobowości jak Basia, to cud. Wszystko dookoła namawia do pisania piosenek łatwych i przyjemnych, sprzedawalnych, dla jak najszerszego odbiorcy. Bez takiego podejścia tekściarz i wykonawca zginą, gdyż rynek, środki masowego, gdyż show business obnażą mu przed twarzą swe pazury, by go pożreć, albo na swą modłę przeinaczyć.

Basia tej presji nie ulega. Pisze swoje doskonale rymowane długie zdania, by następnie je wyśpiewać. Mimo to wydaje kolejne płyty. A dużo już się tego zebrało. Poza trzema autorskimi: “O obrotach” (właśnie ukazała się druga edycja), “Słodka chwila zmian” i “Obce kraje”, pojawiają się jej piosenki na wielu składankach, co świadczy o tym, iż rynek, co chciałby o jej twórczości zapomnieć, wciąż, choć niechętnie, o niej pamięta.

Basia ze Sceną Piętro Wyżej zaprzyjaźniona jest od lat. Gdyśmy tworząc SPW zaczynali, Basia zaśpiewała u nas swój recital. Od tego czasu gościła u nas raz na corocznych walentynkach z piosenką literacką oraz współtworząc ze mną i Andrzejem Ozgą program “Aniołowo koło Darwinowa”. Najwyższa pora, skoro repertuar i dorobek płytowy artystki poszerzył się znacznie, byśmy znów usłyszeli, co nam Basia Stępniak-Wilk ma do powiedzenia. Tych, ktorzy poznali Basię oglądając “Aniołowo koło Darwinowa” upominam: wiecie o Basi tylko skromną część, pełny repertuar z pewnością was zaskoczy.

basia

23.08.2008 "Nowiny jeleniogórskie", MPP

Poezja śpiewana

Przez dwa wieczory i dwie noce minionego weekendu na stoku „Lodowiec“ w Karpaczu rozbrzmiewała poezja śpiewana i piosenka autorska najwyższych lotów.

Koncerty XX edycji „Gitarą i piórem“ po raz pierwszy zaistniały w nowym miejscu – naturalnym amfiteatrze, który tworzy stok „Lodowiec“. Do Karpacza przyjechali świetni wykonawcy – legendy i gwiazdy tego gatunku muzyki. Znakomite recitale dała Basia Stępniak-Wilk, Grzegorz Turnau, Marek Andrzejewski i Janusz Radek. Dominowały krakowskie klimaty „Piwnicy pod Baranami“. Nie było tłumów publicności: nowe miejsce musi jeszcze okrzepnąć, zafunkcjonować w eterze. Impreza jest tego warta.

Pierwszy wieczór zdecydowanie należał do Basi Stępniak-Wilk, krakowskiej muzy Piwnicy pod Baranami i Grzegorza Turnaua. Wcześniej na scenie wystąpił jeleniogórski zespół „W tym sęk“ (w ubiegłym roku debiutowli na „Gitarą i piórem“ w Borowicach – tym razem startowali ze świadomością, że dołączyli do grona profesjonalistów) i Tomak Wachnowski, bard wierny gitarze i literackim tekstom.

Basia Stępniak-Wilk po raz pierwszy pokazała się na imprezie „Gitarą i Piórem“. Publiczność podbiła od pierwszej piosenki głosem, aranżacją piosenek, naturalnym i swobodnym poprowadzeniem koncertu. Przed wyjściem n scenę trochę się obawiała: po raz piewszy miała zaistnieć w leśnej, plenerowej scenerii – zwykle swoje recitale śpiewa w salach teatralnych. Jej obawy rozwiał wiatr, lekki deszczyk i gorące oklaski publiczności. Grzegorza Turnaua wielokrotnie gościliśmy w Borowicach na „Gitarą i Piórem“: w kameralnym plenerze odbierany był przez słuchaczy jak dobrze znany i wyczekiwany Gość. W Karpaczu dał naprawdę świetny koncert: zaśpiewał piosenki, podróżując od czasów swojej młodości, kiedy jeszcze jako licealista wygrał festiwal piosenki studenckiej i terminował w „Piwnicy pod Baranami“ (…).

Dwudziesta edycja imprezy „Gitarą i Piórem“ udowadnia, że dobra poezja i dobra piosenka obroni się wszędzie.

basia

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz, olsztyniak, 2008-08-21

Przebojowa bombonierka

O wycieczkach do obcych krajów, książce dla synków i przebojowej „Bombonierce” wykonywanej z Grzegorzem Turnauem opowiada Basia Stępniak-Wilk, która wystąpi w sobotę 23 sierpnia w amfiteatrze.

Chce Pani, żeby jej utwory nie były obojętne. Jakie uczucia mają wzbudzać?

— Najważniejsze, żeby nie pozostawiały słuchaczy obojętnymi, żeby wzruszyły, rozśmieszyły, skłoniły do refleksji. Średnia wieku słuchaczy chyba się stale poszerza, bo na koncertach pojawiają się coraz młodsi. Piosenka nieobojętna na szczęście nie ma swojego targetu. Piszemy dla samych siebie i w nadziei, że to kogoś poruszy.

Na Pani nowej płycie gościnnie wystąpili Wojciech Mann i Andrzej Poniedzielski. Jaki wpływ mieli na ostateczną wersję?

— Pomysł na realizację płyty „Obce kraje” pojawił się nagle, trwało to nie więcej niż 2-3 tygodnie. „Bossa nova z Augustowa” nagrana z Andrzejem Poniedzielskim była nagrana kilka miesięcy wcześniej, z okazji 450-lecia Augustowa. Był to punkt wyjścia do opowiadania o podróżach. Wspomagał mnie też pan Wojciech Mann. Nagranie z nim to dla mnie przyjemne poznawanie drugiego człowieka.

„Bombonierka”, utwór z pani poprzedniej płyty, stał się przebojem.

— Tego nikt nie przewidział. Byłam zachwycona najpierw swoim tekstem, powiem nieskromnie, potem muzyką skomponowaną przez Olka Brzezinskiego, a gdy Grzegorz Turnau zaśpiewał, słuchałam tego w domu na okrągło. Ale potem płyta poszła w świat i pojedyncze rozgłośnie odtworzyły ją jednorazowo. I dopiero kiedy Marek Niedźwiecki po roku sięgnął po „Bombonierkę”, kiedy znalazła się na pierwszym miejscu miejscu listy przebojów w Trójce, inne rozgłośnie też się odważyły.

Ta piosenka na listach wyprzedziła nawet U2... To zaowocowało propozycjami współpracy?

— Przebicie U2 było dla mnie lekko niezręczne. Ale sytuacja niezwykle przyjemna. Propozycje? Oczywiście występuję od tamtej pory znacznie częściej, ale kolorowe gazety nie zapraszają mnie na wywiady i sesje fotograficzne. Podobno moje udane małżeństwo jest mało wdzięcznym tematem.

Prowadzi też Pani „Muzyczną bombonierkę” w Radiu Kraków. Jak znajduje Pani artystów do audycji?

— „Muzyczna bombonierka” to jedna z tych przyjemniejszych propozycji. W każdą środę o 22.05 można słuchać piosenek artystycznych, literackich, nieobojętnych. Wiele osób słucha nas przez internet, bo takie audycje to unikaty w polskich mediach. Początkowo zapraszałam artystów krakowskich, ale zawsze na swoje koncerty zabieram też magnetofon i przywożę do Krakowa rozmowy z wykonawcami z miejsc, które odwiedzam. Z Olsztyna mam tez zamiar przywieźć kilka wywiadów. Zbliżamy się do setnej „Muzycznej bombonierki” i coraz częściej do Radia Kraków nadchodzą płyty, słowem — teraz to inni zaczynają nas szukać.

Ciężko jest pogodzić bycie radiowcem z życiem artysty?

— Radiowcem bywam właściwie przez godzinę w tygodniu, to niezwykła przyjemność. Słowa artysta też staram się używać w odniesieniu do siebie jak najrzadziej, prowadzę zupełnie normalne życie. Życie artysty wyobrażam sobie bardziej demonicznie.

Jest Pani też autorką książki dla dzieci. „Tulisia” napisała Pani z myślą o swoich synach, Miłoszu i Mateuszu?

— Na pewno taki był punkt wyjścia. Mateuszkowi czytałam na bieżąco poszczególne rozdziały i jego reakcje pomagały mi pisać dalej, nakierowywały na wybór rodzaju żartu, dyktowały, co zmienić, skrócić. To był udany debiut: dostałam drugą nagrodę w konkursie im. Astrid Lindgren. Ale o książkach dla dzieci porozmawiamy, jeśli napiszę kolejną. Na razie skupiam się na piosenkach.

Gdzie "łapie” Pani natchnienie do swoich piosenek?

— To raczej piosenki mnie łapią, w dodatku gdzie popadnie. Najczęściej w podróży, w pociągu.

basia

"Ale wiesz... Basia będzie "smęcić" "

- impresja po koncercie Basi Stępniak-Wilk (Specjalnie dla "Strefy Piosenki" pisze Barbara Radziszewska)

Wreszcie jakaś odmiana w sposobie spędzenia sobotniego wieczoru.
Godzina 19.00. W Ośrodku Kultury Ochoty w Warszawie recital Basi Stępniak-Wilk promujący nową płytę "Obce kraje". Przed wyjściem z domu rzuciłam mamie ubezpieczająco: "Ale wiesz... Basia będzie smęcić".
Recital rozpoczął się piosenką, z której poznałam Basię kilka lat temu na trzeciej składance z cyklu "Kraina Łagodności. "O obrotach sfer niebieskich" - miły zbieg okoliczności, a później... wieczór pełen sprzeczności. Piosenek poważnych i ironizujących. Na temat różnych miłości i takiego zwykłego życia. Z bardzo kobiecego punktu widzenia.

Basię widziałam śpiewającą w wielkiej sali Studia Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego i teraz, w kameralnej sali Ośrodka Kultury Ochoty, i wiem, że oczarowuje niezależnie od miejsca.
A jednocześnie mam wrażenie, że to co śpiewa jest tylko jej.
Piosenki takie jak "Śnieżka", "Wiośnie nie!", "To był blondyn" czy w jakiś sposób kultowa już "Bombonierka" (której przecież nie mogło zabraknąć), są zabawą słowem na scenie. Dzieloną z publicznością. I piosenki te "drugie", inne, pozostałe, które miałam na myśli, zabierając na koncert moją mamę. Bo sens tych pozostałych lepiej poczuć można na widowni. Patrząc na artystkę zamkniętą w słowach... jest w tym jakaś zagadka.
Dominujące kolory czerwień i czerń – wieczorowo i nastrojowo.

Basia Stępniak-Wilk to dla mnie fenomen z pogranicza bardowskiego "smęcenia" i muzyki dość już popularnej. Świadczyła o tym pełna sala i długie oklaski zatrzymujące artystkę na kilka dodatkowych piosenek na scenie. Paradoksalnie dla tego "smęcenia" warto wybrać się, gdy taki koncert odbywa się gdzieś w okolicy. Bo tym "smęceniem" określić można zamyślenie i trochę wyważonego smutku, wiedzę o świecie i wielką niewiadomą.
Ja wybrałabym się jeszcze raz, jeszcze raz oczekując piosenki „Moje dziś” z nowej płyty.
Więc recital zdecydowanie zaliczam do udanych, bo po pierwsze udany, a po drugie... pozostawiający trochę niedosytu.

Od redakcji: Koncert odbył się 9 lutego 2008 roku w Warszawie, w Ośrodku Kultury Ochoty.
Basi Stępniak-Wilk towarzyszył na pianinie Marek Bazela.

basia

Zajazd Bardów 2008 - Wigry 1-2 lutego 2008 r. - dzień pierwszy - cd.

Zajazd Bardów 2008

(...)

Niekwestionowaną wisienką na torcie pierwszego dnia VII Zajazdu Bardów był koncert Basi Stępniak-Wilk z zespołem w składzie Krzysztof Cyran (gitara), Paweł Solecki (marakasy, cajon, fagot, melodica), Michał Braszak (kontrabas). Ale zanim Basia pojawiła się na scenie, czekała nas jeszcze pewna niespodzianka. Otóż koncert poprzedził krótki występ jej szofera - Piotra Podgórskiego, również śpiewającego autora, który wykonał własną piosenkę "Olejek wonno bursztynowy". Adam Andryszczyk skomentował to jako nawiązanie do późniejszej kariery muzycznej Charlesa Aznavoura - początkowo szofera jednej z największych gwiazd estrady francuskiej. Jak się później okazało, Piotr Podgórski i Paweł Solecki (grający w zespole towarzyszącym Basi) stanowią cząstkę grupy YesKiezSirumem, która ma już na koncie płytę zatytułowaną "Z aniołami".

Po chwili przy mikrofonie stanęła Basia i przepiękną piosenką zatytułowaną "Bo nocami" (muz. A. Brzeziński) zaczęła wprowadzać nas w niezwykły nastrój. Podczas koncertu mieliśmy okazję usłyszeć trochę piosenek ze starszej płyty zatytułowanej "Słodka chwila zmian", kilka z nowej zatytułowanej "Obce kraje" i parę utworów, które jeszcze nigdzie się nie ukazały i nie wiadomo czy w ogóle się ukażą. Po "Słodkiej chwili zmian" artystka otwarcie podsumowała, że tak naprawdę najpiękniejsze piosenki, jakie napisała dotyczą nieszczęśliwej, niespełnionej miłości. "Tak jakoś jest, że człowiek duszę rwie na strzępy, śpiewa o wielkich nieszczęściach, a im smutniej, tym publiczność bardziej gorliwie bije brawo" - powiedziała. W tym momencie miały nastąpić dwie bardzo piękne piosenki - piosenki o wielkich nieszczęściach. Zapowiedź jednak okazała się psikusem, gdyż najpierw zaśpiewała "To był blondyn" - przewrotne wspomnienie letniego romansu, bardzo zabawne i z wyjątkowo rozkładającą na łopatki puentą. A potem zaserwowała nam "Bombonierkę", na którą (jeśli mam być absolutnie szczera) jestem po prostu odporna. W chwilę później wiersz zaczynający się od słów "To tylko przelatują ptaki na deszcz, jaskółki niskopienne" płynnie przeszedł w nastrojową piosenkę "Pośród cisz" (jedną z moich ulubionych na nowej płycie). W tej części koncertu usłyszeliśmy także utwory "Pod słońce", "Zawieruszone" oraz "Dyrygentka". Moją uwagę bez reszty przykuła "Kantyczka przydrożna" - aż wstrzymałam oddech. Świetne wykonanie! Jeszcze tylko wierszyk zaczynający się od słów "Nie płacz bo anioł co cię strzeże i nosi Bogu twe pacierze spadnie" i piosenka "W galerii" (muz. A. Zarycki) i... W tym momencie Basia nagle zeszła ze sceny i (co gorsza) wybyła z sali... Brawa nie milkły, ale Basi nadal ani widu, ani słychu... Na widowni zapanowała pełna konsternacja...

W tym czasie, na scenie, korzystając z niepowtarzalnej okazji, ujawniła się jeszcze jedna formacja muzyczna o tajemniczo brzmiącej nazwie - Co To Było... W jej skład wchodzą Krzysztof Cyran i Paweł Solecki, którzy odegrali dzielną i arcyzabawną 'walkę' o poskromienie niesfornych marakasów...
A wszystko to w rytm granego na gitarze ekspresyjnego tanga... Rozbawili nas do łez - nie bez znaczenia okazał się talent 'poskramiacza' marakasów, czyli Pawła Soleckiego.

Po tym małym popisie na scenę wróciła zupełnie odmieniona Basia - z czarno-czerwonej eleganckiej kreacji wieczorowej wskoczyła w białe luźne spodnie i powiewną kwiecistą bluzkę... Pokreśliła w ten sposób, iż na dobre przeniesiemy się z pierwszej płyty na drugą, czyli w nieco inne klimaty... W nowym stroju zabrała nas w podróż przez pory roku. Już wcześniej przydarzył nam się jesienny blondyn we wspomnieniu z wakacji. Teraz nadszedł czas na zimowe "Futerko", które (jako że jestem strasznym zmarzlakiem) wyjątkowo przemawia mi do wyobraźni. Wiosnę i jej niezwykły czar poczuliśmy w piosence "Wiośnie nie". Wraz z nadejściem lata, przyszło także zrelaksowane podejście do sytuacji wyrażone przez Basię słowami: "Tu jest problem bo państwo mogą nie znać tego tekstu, mówiąc szczerze jest to wysoce prawdopodobne i może mi nikt nie pomóc. Ale trudno - jak państwo nie znają, to się państwo nie domyślą, że się pomyliłam".

I popłynęły pierwsze dźwięki reggae "Le le le", a Basia chwyciła za gitarę! Z sielskich klimatów wyrwały nas nagle "Dzikie bestie". To jeden z najbardziej zadziwiających tekstów, przynajmniej jak na moją znajomość twórczości Basi. Na zakończenie usłyszeliśmy jeszcze wiersz "Witrażowi kochankowie" oraz piosenkę "Chorągiewka". Oczywiście nie mogło obyć się bez kilku bisów. Niestety muszę przyznać, że już było trochę późno i w tym miejscu moja pamięć mnie zawodzi... Pamiętam, że na bis pojawił się "Zegar", przezabawny(!) "Kopciuszek" i na życzenie publiczności "Bombonierka" (nie zupełnie oddająca klimat twórczości Basi, nie tak przecież lekkiej, łatwej i przyjemnej). I jeszcze jedno wiem na pewno - na koniec końców Basia zaśpiewała bez akompaniamentu utwór "Małe de profundis", którym zakasowała publiczność ostatecznie. Nikt nawet nie drgnął. To było po prostu niesamowite. Basia oczarowała publiczność swoją osobą i talentem. To autorka i wykonawczyni absolutnie wyjątkowa. Pisze pełnymi zdaniami, pięknym językiem, ma genialną dykcję i świetnie interpretuje utwory. W jej koncertach jest coś, co sprawia, że piosenki podobają mi się o wiele bardziej, niż początkowo gdy słuchałam ich z płyt.

Bez wątpienia warto było wyruszyć w tą pierwszą wyprawę na Zajazd Bardów. Wprawdzie bard Andryszczyk tworzył tą imprezę z myślą o artystach i dla artystów (a nie dla publiczności), ale towarzyskie, przyjacielskie warunki dla znajomych z kręgu piosenki autorskiej w jakiś sposób przenoszą się także na jej obserwatorów. Tegoroczna słuchająca publiczność zgotowała miłe przyjęcie każdemu występującemu. W tym malowniczym miejscu spotkałam wspaniałych bardów. Chciałabym za rok móc to powtórzyć...

basia

Gazeta.pl Kraków Kultura
2008-01-08

Gdy zawiedzie futerko
Agnieszka Kozik

Na nagranej późną jesienią nowej płycie Basi Stępniak-Wilk usłyszeć można przestrogę przed nadchodzącą zimą, tęsknotę za przyszłą wiosną i wspomnienie byłego lata.

A wszystko to utrzymane w tonie raczej optymistycznym. Piosenki, które złożyły się na "Obce kraje", zaliczyć można z powodzeniem do tzw. poezji śpiewanej, mają w sobie jednak jakby większą lekkość, mniejszy ból bytu, trzpiotowatą wesołość, kuszącą przewrotność. Zdecydowanie bliżej im do przebojowej "Bombonierki", która wywindowała poprzedni album Basi na szczyty list sprzedaży, niż tytułowego utworu z tamtego krążka - melancholijnej "Słodkiej chwili zmian".

Muzyczno-wokalny żart wykonany w duecie z Grzegorzem Turnauem powraca zresztą na "Obcych krajach" w formie specjalnego dodatku - teledysku. Śpiewająca autorka nie rezygnuje też ze sprawdzonych już duetów. Tym razem charyzmatyczną melorecytacją wzmacniają przekaz jej tekstów Andrzej Poniedzielski ("Bossanova z Augustowa") oraz Wojciech Mann ("Wiośnie nie!").

To jednak tylko dodatki pozwalające piosenkarce dotrzeć do jeszcze szerszego grona odbiorów, którzy - być może skuszeni nazwiskiem jednego z wymienionych panów - ostatecznie nie oprą się ciepłej barwie głosu krakowskiej artystki oraz niebanalnej oprawie muzycznej piosenek (jak chce sama Basia) "nieobojętnych", a czasami (jak pisze na krążku Maciej Zdziarski z Radia Kraków) "zamyślonych". Z całą pewnością jednak wesołych, a nawet nieco szalonych. Ktoś powie, że przebojowych i przez to mniej ambitnych, ale wciąż zaangażowanych i w pełni świadomych.

I to jest chyba przepis na sukces. Wokalistka kabaretów Loch Camelot i Zielone Szkiełko potrafi pisać i śpiewać piosenki cieszące ludzi i jej samej sprawiające przyjemność. Potrafi bawić się słowem i muzyką, czego dowodem jest album "Obce kraje", na którym wspomina wakacyjną żądzę do pewnego blondyna z turnusu w Lądku Zdroju, wraz z Andrzejem Poniedzielskim sławi uroki Augustowa, wylicza zalety wiosny kusicielki i przestrzega - głosem Wojciecha Manna - przed jej podstępną naturą.

Ta płyta to antidotum na zimową melancholię, równie dobre i wzmacniające co kubek gorącej herbaty z sokiem malinowym. Zwłaszcza podczas mrozów, z którymi nie radzi sobie nawet najcieplejsze okrycie wierzchnie. Co więc zrobić, gdy - podobnie jak przydarzyło się to bohaterce jednej z piosenek Basi - zawiedzie nas futerko? Najlepiej w domowym zaciszu wybrać się w muzyczną podróż do "Obcych krajów".

basia

Wacław Krupiński
Dziennik Polski nr 47/24.02.07
26-02-2007

"Radość z braku biletów"

(...)
Tłum przybył za to do Lochu Camelotu na recital Basi Stępniak-Wilk, zażywającej od kilkunastu tygodni sławy dzięki sukcesowi "Bombonierki" na "Liście przebojów Trójki". 12 lat temu ta wokalistka, poetka i kompozytorka wygrała Studencki Festiwal Piosenki. Trzy lata późnej ofiarowała nam książko-płytę "O obrotach". We wstępie talent i wrażliwość autorki i wykonawczyni wychwalał sam Jan Wołek. A potem, cóż - była Basia Stępniak-Wilk jedną z gwiazd kabaretu Loch Camelot, pisała piękne piosenki, śpiewała, ale jakoś nie mogła się wyrwać z kręgu piwniczek. Nawet piękna płyta pod tytułem Słodka chwila zmian przez niemal rok nie zwiastowała przemiany. Aż stało się! Wręcz czułem tego wieczoru, jak niosła artystkę radość płynąca z sukcesu "Bombonierki". W formie była wybornej - i gdy śpiewała
- mgiełką melancholii otulone, ale i stosownym dystansem doprawione
- piosenki, i gdy recytowała swe wiersze. Zaprezentowała też nowe urocze utwory - "Chorągiewki" i "Warkocze". A towarzyszył jej znakomity zespół: Paweł Sołecki - fagot, melodica, cajon, Piotr Domagalski - kontrabas i Krzysztof Cyran - gitara. To on sprawił, że powstał ten recital, bo artystka, jak mi się zwierzyła, przed miesiącami wręcz chciała się poddać, wycofać. A tu proszę - zabrakło biletów. Słuchajmy piosenek, o ileż to milsze od zaokiennego dodupizmu...»

basia

Gazeta Wyborcza, Kraków
16-01-2007

Słodka "Bombonierka" zmian
Agnieszka Kozik

Basia Stępniak-Wilk jest żywym dowodem na to, że przebój może zdziałać cuda. Wydana przed rokiem jej druga solowa płyta "Słodka chwila zmian" przeżywa właśnie renesans.
Wszystko to za sprawą słodkiego, lekkiego, miłosnego przeboju zaśpiewanego w duecie z Grzegorzem Turnauem. Co zmieniła w jej życiu "Bombonierka"? Czy pozostanie śpiewającą autorką, czy zmieni fach na dziennikarkę radiową? Rozmowa z Basią Stępniak-Wilk*

Agnieszka Kozik: Twoja "Bombonierka" trzyma wysoki poziom. Słuchacze radiowej Trójki polubili chyba czekoladowe porównania
Basia Stępniak-Wilk: Nie tylko oni... Rzeczywiście, W Trójce piosenka utrzymuje się w czołówce już od dziewięciu tygodni! Przez dwa tygodnie zajmowała pierwsze miejsce. Teraz pierwsza jest za to w Koszalinie, w Szczecinie i Poznaniu - trzecia, a w Łodzi i Wieluniu - piąta. No i cały czas w "Grającej szafie" Radia Kraków. Robi furorę. Jest grana nawet w nowojorskim Radiu Rytm.

Pisząc ją, czułaś, że powstaje przebój?

Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Cieszyłam się nią. Zamęczałam przyjaciółkę. Spacerowałyśmy pół dnia wokół Rynku Głównego, ona słuchała, a ja nuciłam i udowadniałam, jak misternie zbudowane są zwrotki. Ale po roku, kiedy nagrywałam płytę, nie chciałam jej promować tą piosenką. Swój nowy krążek wydawał wtedy również Grzegorz Turnau, wolałam mu nie przeszkadzać.

"Bombonierka" pozostała w cieniu. W końcu ujrzała światło dzienne i to ona, a nie "Słodka chwila zmian", podbiła serca słuchaczy

Zagrał ją w Trójce Marek Niedźwiedzki. Potem wszystko potoczyło się samo. Zawieruszona płyta doczekała się nagle drugiego i trzeciego dodruku! Sprzedało się już pięć tysięcy, a w przygotowaniu są kolejne dwa. To bardzo dobry wynik jak na krąg piosenki autorskiej.

Ta piosenka jest wyjątkiem na płycie. Jedyny chyba lżejszy gatunkowo utwór na tle poetyckiej, nieco melancholijnej całości.

Takie śpiewanie w stylu retro pasuje do mojego głosu i bardzo mi odpowiada. "Bombonierka" z premedytacją została napisana z przymrużeniem oka. Jestem przecież nie tylko poważną śpiewającą autorką, ale także artystką kabaretową. Pozostałe utwory ze "Słodkiej chwili zmian" brzmią bardziej serio i nie ukrywam, że chciałabym, żeby i dla nich znalazło się miejsce na listach przebojów. Nie wstydzę się jednak "Bombonierki".

Fot. Krzysztof Karolczyk / AG

Drugą solową w swoim dorobku płytę wydałaś na własny rachunek. Kto ci pomógł?

Nie było łatwo. Mam się za to czym pochwalić. Płyta jest pięknie nagrana. To zasługa mojego męża Olka Wilka, który poświęcił jej ogrom czasu i często bywał nie tylko reżyserem dźwięku. Na całości zaważyło też spotkanie z Pawłem Piątkiem, doskonałym aranżerem. I Olek Brzeziński - kompozytor "Bombonierki". To było dla mnie duże szczęście. Mojej obecności w jego życiu też nie można nazwać specjalnym niefartem [śmiech]. Jeszcze znakomici muzycy - na płycie wystąpiło ich wielu - i

Grzegorz Turnau. Wielu artystów nagrywa teraz duety. Skąd jednak pomysł na zestaw Stępniak-Turnau?

Kraków to miejsce, gdzie nie sposób się nie spotkać. Myślałam o zaśpiewaniu tej piosenki z kimś, a Grzegorz brał wtedy udział w nagraniach na krążek Grupy Apokryficznej. Zapytałam, czy chciałby. Odrzekł: "To zależy od piosenki", a kiedy już przesłuchał "Bombonierkę", dodał: "Te cukiereczki to ja chętnie". Teraz mówi, że to czysty przypadek, ale chyba bardziej w formie anegdoty. Wystąpił przecież w teledysku. Był też gościem mojego pierwszego programu w Radiu Kraków.

No właśnie, "Bombonierka", od teraz co środę pięć minut po godz. 22. Jaki charakter ma ten program?

Rzecz jest o piosence autorskiej, poetyckiej. Z racji moich znajomości i częstych wyjazdów na rozmaite festiwale, jak choćby OPPA, mam dostęp do płyt, które często nie docierają do stacji radiowych. To prawdziwe rarytasy. W mojej audycji można je usłyszeć obok piosenek mistrzów, takich jak Andrzej Poniedzielski.

Czy śpiewająca poetka zostanie prezenterką radiową?

Kiedy przyjechałam do Krakowa, pierwsze kroki skierowałam właśnie do Radia Kraków. Miałam na koncie etat w lubelskiej rozgłośni i chciałam kontynuować tę drogę. Wtedy mnie nie przyjęli, teraz sami zaproponowali współpracę. To taki drugi debiut, po piętnastu latach Cieszę się z niego!

Nie znaczy to jednak, że odchodzisz od śpiewania ?

Bynajmniej. W najbliższym czasie mam koncert w Warszawie i dwa kolejne we Frankfurcie. W Krakowie wystąpimy 18 lutego, oczywiście w piwnicy Loch Camelot, ale w nieco okrojonym składzie. Na płycie zagrało mnóstwo muzyków. Recital będzie kameralny - na gitarę Krzysztofa Cyrana, kontrabas Piotra Domagalskiego, fagot i melodicę Pawła Soleckiego oraz głos Basi Stępniak-Wilk.

Basia Stępniak-Wilk

Mówi o sobie "śpiewająca autorka". Do Krakowa przyjechała z Lublina, by 1995 roku zadebiutować w Piwnicy pod Baranami i Lochu Camelot, z którym związana jest do dzisiaj. W latach 90. współtworzyła z Januszem Radkiem i Robertem Kasprzyckim formację Zielone Szkiełko, a ostatnio działała w literackiej Grupie Apokryficznej m.in. z Sebastianem L. Kudasem, Maćkiem Dancewiczem, Grzegorzem Turnauem i Zygmuntem Koniecznym. Na koncie ma pierwsze miejsce i nagrodę im. W. Bellona na SFP w Krakowie i Grand Prix warszawskiego przeglądu OPPA. Jej fonograficzny debiut "O obrotach sfer niebieskich" ukazał się w 1998 roku. Kilkanaście miesięcy temu nagrała drugi solowy krążek "Słodka chwila zmian".

DZIENNIK POLSKI
15. 12.2006

Słodkie chwile z "BombonierkĄ"

BASIA STEPNIAK-WILK opowiada nam o tym, jak jej piosenka trafila na "Liste przebojow" radiowej "Trojki"

Fot. Teresa Drozda

- Jak sie czuje piosenkarka piwniczna, niszowa, ktora nagle, po wielu latach spiewania, trafia na listy przebojow?

- Kiedy "Bombonierka" została włączona do puli piosenek kultowej "Listy przebojów" radiowej "Trójki", ucieszyłam się bardzo, a gdy po tygodniu ominęła tzw. poczekalnię i zajęła 26. miejsce, o czym w piątkowy wieczór, kiedy występuję w kabarecie Loch Camelot, poinformował mnie SMS-em mąż, popłakałam się z radości.

- a gdy ta sama "Bombonierka" zajęła przed tygodniem miejsce pierwsze?!

- Wyprzedzając U2 - poczułam się wręcz niezręcznie. Dopiero autorzy e-maili, a dostaję ich wiele, uświadomili mi, że przecież to jest lista przebojów. a nie piosenek najbardziej wartościowych. "Bombonierka" niewątpliwie jest przebojem. Taki fokstrot, przy którym miło się kołysać.

- Ukazała się rok temu na płycie "Słodka chwila zmian".

- To była płyta bardzo przemyślana, miała być opowieścią o metamorfozie; najpierw tej osobie, która opowiada o różnych historiach z życia i miłości, jest smutno, a potem staje się słodko - i to z szansą na to, że być może dalej będzie jeszcze lepiej.

Czekała Pani na ten sukces rok.

"Słodka chwila zmian" miała premierę 15 grudnia 2005. a potem patrzyłam na pudła z płytami, które zalegały sypialnię i coraz bardziej traciłam nadzieję. Wreszcie ją odzyskałam. i przestrzeń w pokoju...

Wyjaśnijmy, płyta została wydana...

...przez Studio 2002, czyli mojego męża. Wcześniej jej wydania odmówiło wiele dużych firm. Ostatnio dodrukowaliśmy dwa tysiące egzemplarzy i już mamy sygnał, że to mało, a album w sklepie internetowym Merlin jest na szóstym miejscu pod względem sprzedaży. Tyle że czekamy na zwrot poniesionych kosztów.

Wierzyła Pani w sukces?

Gdy ukazała się płyta - tak. Wiedziałam, że "Bombonierka" to potencjalny przebój. Po wielu miesiącach skrzydła mi opadły. Oczywiście, nadal cieszyłam się z tej płyty, bo uważam, że bez względu na wszystko, należy, jeśli się tylko może, nagrywać, wydawać, bo to jest dowód, że coś się robi, że się żyje... Występy dają miłe wspomnienia, ale to za mało, poza tym po recitalu ludzie chcą kupić płytę wykonawcy...

"Bombonierka" to duet z Grzegorzem Turnauem, czyli piosenka live nie istnieje.

Wiem od Grzegorza, że słuchacze już się jej domagają podczas jego recitali, tyle że on nie ma w ogóle kobiety w zespole, ja natomiast wykonuję "Bombonierkę" z konieczności sama. Ale i tak są bisy.

Jak to się w ogóle stało, że "Bombonierka" trafiła na listę "Trójki"?

Nie wiem. Przeczytałam w Internecie słowa Marka Niedźwieckiego, że bardzo sekunduje "Bombonierce" i jest ona dowodem na to, iż cuda się zdarzają. Tym bardziej w nie wierzę.

Od 10 lat śpiewa Pani w Lochu Camelocie, w 1998 roku ukazała się Pani książko-płyta "O obrotach", bardzo chwalona m.in. przez Jana Wołka. Wcześniej było wiele nagród - w tym i na Studenckim Festiwalu Piosenki i Nagroda im. Wojtka Bellona za teksty, ale w sumie było to wiele lat, jak to powiedzieć...

...ciszy? Ja uważam, że działo się sporo.

Nie ciszy, ale może podświadomej pretensji do losu.

Był to może rodzaj uczucia pewnego dyskomfortu, że przecież napisałam - czy to sama, czy z Olkiem Brzezińskim, autorem muzyki "Bombonierki" - tyle ładnych i wartościowych piosenek, a docierają one jedynie do wąskiego grona osób.

"...i nawet się nie chce już gadać, /że człowiek się dość zapowiadał" - to z Pani piosenki "Zawieruszone"; wyrywam cytat z kontekstu, ale wydał mi się ą propos Pani sytuacji.

Wie pan, podobno nie wyglądam na swoje lata, więc trzymałam się tej wersji, że się dobrze zapowiadam i że dużo jeszcze przede mną. i też cały czas coś robiłam: występowałam w kabarecie, napisałam sama ileś piosenek, tworzyłam "Wieczory nieperwersyjne", na które staraliśmy się z Olkiem Brzezińskim pisać ciągle nowe piosenki, nagrałam kilka na różne płyty składankowe, nagrałam płytę pastorałkową.

Śliczną, też powinna trafić do szerszego grona.

i to w sumie wystarczało, aby nie zająć się niczym innym. a poza tym urodziłam dwoje dzieci.

i nie rodził się w Pani bunt, że przecież "mam ładne piosenki, skończyłam polonistykę i muzykologię...".

Muzykologii już nie; byłam na ostatnim roku, wygrałam liczne konkursy, zaczęły się występy, kabaret Zielone Szkiełko.

Czyli "umiem śpiewać, mam dobry repertuar, a tu przebijają się jakieś gwiazdki jakże niewiele potrafiące".

Ale przecież pan wie, że nie umiejętności czy talent decydują; znamy fantastycznych amatorów i żałosnych tzw. profesjonalistów też. Często ważniejszy jest łut szczęścia. Albo, nazwijmy to tak, siła przebicia. Niestety, od czasu disco polo masowy gust jest psuty, a przy tym zachwiane zostały proporcje, nie ma równoprawnego miejsca na rozmaite gatunki piosenki. Króluje - lekka, coraz bardziej łatwa i przyjemna.

Wyciąga Pani z tego wnioski?

Jakie?

Na przyszłość. Co dalej, co po "Bombonierce", jaka inna piosenka trafi na listy przebojów, aby iść za ciosem?

Wszyscy mnie o to pytają, a ja naprawdę nie wiem. Może "Słodka chwila zmian", może "Niegotowa bosa nova", która już pojawiła się w Trójce, a może moje autorskie tango "Cóż mi z róż"? Nie wiem.

"Słodka chwila zmian" i "Niegotowa bosa nova" to też kompozycje Brzezińskiego. Od lat sama tworzy Pani piosenki, a tu przebojem stał się utwór z muzyką kolegi.

Nie będę kłamać. Wolałabym, aby to była moja piosenka autorska, ale ja lubię "Bombonierkę" i muzykę Olka, najlepszy dowód, że cztery piosenki wybrałam na swą płytę.

Słyszy Pani od miesiąca rady, aby kuć żelazo póki gorące...

...że mam coś robić, aby tych pięciu minut nie stracić.

a co trzeba robić?

Nie wiem, dodrukowaliśmy płyty, właśnie zgrywamy teledysk do "Bombonierki"... Telefonu na wszelki wypadek w ogóle nie wyłączam, trochę więcej występuję, bywam zapraszana do radia, do telewizji, np. programu "Kawa czy herbata". Znajomi dzwonią z całej Polski: właśnie leci twoja piosenka w naszym radiu, albo w "Trójce". i cieszy mnie, że już nie jest to tylko "Bombonierka".

Tak to jest - jeden przebój rodzi zainteresowanie płytą, wykonawcą; zatem może to nie będzie raptem pięć minut. Myśli Pani już o nowej płycie - będzie inna?

Pewnie tak, ja też się zmieniam, ostatnio włączyłam więcej wesołych piosenek do recitali. Zatem pewnie następna płyta już nie będzie tak poetycka, a bardziej optymistyczna, piosenkowa...

Bardziej lekka, łatwa i przyjemna.

Co wcale nie oznacza chęci przypodobania się słuchaczom za cenę rezygnacji z własnych kanonów. Wychowałam się na Kabarecie Starszych Panów, na piosence, którą da się za wykonawcą powtórzyć, która ma zwrotki, refren, jakiś szlagwort, jakiś muzyczny motyw. Nie stanę się nagle... Mniejsza o nazwiska. Może, myślę sobie, ludzie zapragną kogoś nowego, kto śpiewa bardziej białym głosem, trochę inaczej.

Wpływ na Pani nagrania ma mąż, realizator dźwięku w Radiu Kraków. Dochodzi do napięć przy tej pracy?

Zdarzy się, że jak już jestem zadowolona z nagrania, a Olek mówi "nie, to trzeba powtórzyć", wtedy lekko się obrażam. Bywa, że sama chcę coś poprawić - w efekcie ostatnia płyta powstawała bardzo długo, ale, jak sądzę, wyszło to na dobre - zwłaszcza że nagrywali ją wspaniali muzycy. Ale tak naprawdę my się z mężem, w co może trudno uwierzyć, nigdy nie pokłóciliśmy. Taka jestem niemedialna; udane małżeństwo, dwoje dzieci, żadnych skandali... Nawet kłótni.

Rozmawiał:Wacław Kurpiński

Papaer Art
15 grudnia 24 (72) / 2006

BARBARA STĘPNIAK
Miłka O. Malzahn

„Słodka chwila zmian”. Fonografika 2005

Dziennikarze mówią, że to płyta krakowska, a autorka się na to oburza, bo jak to, krakowska, takie zawężanie? Ale potwierdzić muszę, tak – to płyta krakowska (choć nie zawężona). Jeżeli ktoś ma do Krakowa daleko, a czuje ewidentny sentyment, po ten krążek niech sobie sięga odważnie. Echo Piwnicy od Baranami i innych artystycznych piwnic tu zostało zatrzymane w locie, podobnie jak okruchy innych literackich tradycji.

Dziennikarze mówią, że jest to poezja i że jest śpiewana, owszem, ale sprostuję – to jest też poezja do tańca. Takie akustyczne granie na znane ludziom instrumenty (a nie loopy + stuki–puki samplowane), nieco melancholijnie jazzujące aranżacje i głos czysty, bez fanaberii, bez wokalnych udziwnień i manier. Czyste śpiewanie normalnych wierszy w czystych aranżacjach. Voila!

Przyznam, że nie ma tu tego, co w muzyce i w wierszach lubię najbardziej – nie ma transu, nie ma możliwości przerzucenia się z przeżywanego tekstu w przeżywanie rozbujania. Jest za to miłe tło dla ulotnych opowieści. a to już nie jest takie znowu powszechne. Głos ma Basia Stępniak–Wilk klasyczny i dźwięczny, piosenki komponuje mądre i nie używa interpretacyjnych sztuczek, bo jest wykształcona muzycznie i to do jasnego przekazu wystarcza.
„Słodka chwila zmian” jest płytą teatralną i archaiczną jak ładna pocztówka z trochę smutno uśmiechniętego kraju. i ma naprawdę piękne pozdrowienia dla słuchaczy. Obcowanie z opowiastkami zaklętymi w piosenkach Basi Stępniak-Wilk przypomina wypad w miasto na czarno-biały film z Zbyszkiem Cybulskim i Agnieszką Osiecką (taki malowniczy przykład) w rolach głównych. w ogóle jest kabaretowo, jest z innego świata, konkretnie – ze świata uczuć subtelnych.
Zatem po biegu codziennym i po muzyce ciężkiej jak zimowe czapki, można odsapnąć przy „Słodkiej chwili…” Krążek bowiem nie wchłonie bez reszty, a zaproponuje uprzejmie uczestnictwo, a może też zadziała jak poranna kawa z mlekiem (na słodko).

Proszę zwrócić uwagę na 6 kawałek (czarna owieczka song), bo taka miła błyskotka, nie należy pomijać tytułowej „Słodkiej chwili zmian” – gdyż wiersz to mądry i tchnący nienachalnym optymizmem. Siódmy utwór to duet z Grzegorzem Turnauem, świetny do tańca, prawdziwa „Bombonierka”, skok w lata 20. Zaś dziewiąta piosenka to taniec do przytulania, na przykład: sceneria z imprezy nad ranem, gdzie pojawiają się niewypowiedziane, nieproszone tęsknoty dojmujące solo pianina – wielce wyczute. Na tym CD znaleźć można autorskie recytacje – wiersze krótkie, miłosne jakby, czyli – na temat. 14 piosenka, to pogodny kawałek, a tych klimatów jest więcej, są pogody na sale balowe i na wieczory jazzowe i na piwnice kawiarniane (dwadzieścia utworów, ponad 52 minuty muzyki).
Muzyka jest wysmakowana, bez zagadek, nie zaskakująca, wywarzona, bez szaleństw, czyli świetnie skonstruowane tło dla słów. a słowa, w tego rodzaju kontaktu ze słuchaczem, są chyba najważniejsze. Jak i osobowość twórcy, zatem: Basia Stępniak-Wilk pisze wiersze, komponuje, śpiewa, zajmuje się życiem. Jest laureatką wszystkich najważniejszych konkursów piosenki autorskiej i poezji śpiewanej (m.in.: i miejsce oraz nagroda im. W. Bellona za osobowość sceniczną na Studenckim Festiwalu Piosenki '95 w Krakowie, nagroda za teksty i II miejsce na Famie '95 w Świnoujściu, GRAND PRIX im. Jonasza Kofty na Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Autorskiej OPPA w Warszawie '97). w 1998 roku otrzymała Stypendium Twórcze Miasta Krakowa w dziedzinie sztuki estradowej.

Jej piosenki znalazły się na płytach CD z utworami ulubionych wykonawców z kręgu piosenki literackiej: „Zielona Cytryna” (1996), „Pomarańcza” (1998), „Kraina Łagodności” (1999). Pierwsza autorską płyta „O obrotach”, druga – „Słodka Chwila Zmian”. Słodkich nagrań dokonali doskonali krakowscy muzycy, m.in. Marcin Partyka, Jacek Królik, Jarosław Śmietana, Michał Półtorak, Stefan Błaszczyński. Większość aranżacji jest dziełem Pawła Piątka. Autorką wszystkich słów i większości kompozycji jest Basia Stępniak-Wilk, cztery utwory skomponował Aleksander Brzeziński. Płyta została wydana dzięki Aleksandrowi Wilkowi i kilku sponsorom. i oby w „słodkiej chwili zmian” rozsmakowały się rzesze czujnych i czułych słuchaczy.

KULTURA:
Kurier z 05.12.2006

Basia w Hadesie!
Andrzej Molik

W blasku sukcesu "Bombonierki" Basia Stępniak-Wilk wystąpi z Krzysztofem Cyranem

Prawdziwy hit minionych tygodni, "Bombonierka" Basi Stępniak-Wilk, śpiewana przez nią razem z Grzegorzem Turnauem w ostatnim, piątkowym notowaniu prowadzonej przez Marka Niedźwieckiego Listy przebojów Trójki znalazła się na drugim miejscu, w zaledwie czwartym tygodniu obecności na liście.

Kawiarnia Artystyczna Hades dawno nie gościła artysty legitymującego się tak aktualnym sukcesem, a tu się okazuje, że to Basia Stępniak-Wilk wystąpi tu dziś o godz. 19 w kolejnym, XXXI Wtorku z Bardem. Zaśpiewa z towarzyszenie gitary klasycznej Krzysztofa Cyrana, a to, czy da się nakłonić do solowego wykonania "Bombonierki" zależeć chyba będzie od publiczności. Wcześniej, o godz. 16 odbędzie się spotkanie z Basią w Empiku w Domach Towarowych Centrum przy Krakowskim Przedmieście 40, które poprowadzi Grażyna Ruszewska z Radia Lublin, tego samego, z którym panna Stępniak współpracowała przed wyjazdem do Krakowa, gdzie dziś mieszka i święci triumfy. Poetka, autorka tekstów piosenek, kompozytorka i wokalistka o jasnym, "anielskim" głosie jest od kilku lat gwiazdą słynnego krakowskiego kabaretu Loch Camelot i ma za sobą występy w legendarnej Piwnicy pod Baranami.

 

Gazeta.pl > Kraków > Kultura
2005-12-20

Zaaranżowana poezja - nowa płyta Basi Stępniak-Wilk
Agnieszka Kozik

Złożyło się nań piętnaście piosenek przeplatanych kilkunastosekundowymi recytacjami. Niektóre krakowska artystka, związana niegdyś z kabaretami Zielone Szkiełko i Loch Camelot, napisała całkiem niedawno, inne pielęgnowała w pamięci, czekając na lepsze czasy, które chyba właśnie nadeszły. Od płytowego debiutu obsypanej nagrodami na Famie w Świnoujściu, warszawskim festiwalu OPPA oraz krakowskim SFP Basi Stępniak-Wilk minęło przeszło siedem lat. Choć "O obrotach" nie było właściwie albumem, a raczej wzbogaconym o płytę tomikiem wierszy, który ukazał się nakładem wydawnictwa książkowego Prószyński i S-ka. Potem o zdolnej śpiewającej poetce słuch jakby zaginął. Ona sama jednak nie próżnowała. To dzięki niej ukazywały się rozprowadzane na recitalach i koncertach okolicznościowe płyty z udziałem zaprzyjaźnionych artystów, takie jak zbiór kolęd i pastorałek "Trwaj chwilo niebieska".

Basia wytrwale dążyła do celu. I osiągnęła go. "Słodka chwila zmian" to jej pierwszy oficjalny, w pełni autorski album. Tym razem to nie krążek towarzyszy tomikowi wierszy, ale niewielka książeczka z tekstami dodatkowo wzbogaca płytę. Płytę chwilami leniwą, innym razem nerwową. Bardzo rozkołysaną i odrobinę skoczną. O miłości, zdradzie, wyborze, samotności... Poetycką i słodką (chwilami aż nazbyt) jak tytułowa "Słodka chwila zmian". Ale nade wszystko dobrze zaśpiewaną, pięknie zagraną, z aranżacjami, w które warto się wsłuchać. Warto również dlatego, że Basi na sesję nagraniową udało się zaprosić najlepszych muzyków. O ostrzejsze gitarowe brzmienia dbał znany w wielu projektów Jacek Królik, a bardziej swingujące klimaty zapewnił znakomity jazzman Jarosław Śmietana. Do zespołu dołączyli też: flecista Brathanków - Stefan Błaszczyński, grający m.in. z Robertem Kasprzyckim puzonista Tomasz Hernik oraz skrzypek Michał Półtorak, występujący od lat w Piwnicy pod Baranami. Ten ostatni również pojawia się na krążku, tworząc wokalny duet z Basią Stępniak-Wilk w utworze "Bombonierka".

"Słodką chwilę zmian" można kupić w sklepach muzycznych w całej Polsce. Ale tylko w jednym z nich, w Krakowie, będzie można zdobyć na niej autograf wokalistki i autorski. Basia Stępniak-Wilk będzie podpisywać płytę już dziś o godz. 17 w księgarni muzycznej Kurant (Rynek Główny 36)


Kultura
22-06-2004

Cud dziwaczności
Monika Partyk

Grupa Apokryficzna i jej goście

O aniołach należy mówić anielsko, o diabłach diabelsko, a o świętych święcie. Amen. a gdyby tak czasem o aniołkach bardziej ziemsko, o diabełkach raczej drwiąco, a o świętych bożych całkiem ludzko? Co? Hańba! Blaga! Apokryf!

Ciii... Na nic anatemy! Posłuchaj, jak oni od trzech lat cicho żeglują pod prąd. Pod prąd konwencji, oczekiwań, mód, przypływów gotówki. Oni - blagierzy - Grupa Apokryficzna - czyli Basia Stępniak-Wilk z Lochu Camelot, Maciej Dancewicz i Sebastian L. Kudas z Piwnicy pod Baranami. Wszyscy piszą teksty, Basia jeszcze komponuje i śpiewa, Sebastian od zawsze maluje. Wydają płyty, tomiki wierszy, pocztówki. Antywalentynkowe, pastorałkowe. Wysmakowane plastycznie, muzycznie, literacko. Zapraszają do współpracy najwybitniejszych. i co? i nic: siedzą w katakumbach kultury obiegowej. Bo kanony tejże dziś nieco inne... Ale Ty, jeśli - jak oni - chadzasz swoimi ścieżkami, weź do ręki ich najnowszą płytę wraz z tomikiem. To opowieść z nut, słów, oddechów i barw. Nie, niełatwa. Tak, piękna. To opowieść o świętych i bezbożnych, o aniołach i diabłach. To opowieść o nas.

Basia śpiewa o aniołach. Bo głos ma z puchu. Tego śnieżnego, co zimą otula figurkę Matki Boskiej w Kantyczce przydrożnej. i tego pierzastego, którego tak bardzo nie lubi jeden z jej aniołów - alergik. Cóż, anioł też człowiek.

a diabeł też anioł - tylko upadły. To domena Maćka. Może nawet polubisz jego Lucyfera - kierownika do spraw dna. Ale na pewno nigdy już nie zapomnisz precyzji Browninga - o minimalnym odrzucie - w lodowato cynicznych, śmiertelnych strzałach głosek Jana Nowickiego. To tez opowieść o dnie. Lecz to dno jest tu. i jest straszniejsze niż piekło.

Czas na świętych. z pogromcą smoków sprawa nie jest trudna. Ot, lekko ironiczne kupleciki w miejsce hagiografii - wszak Święty Jerzy nie był wcale taki święty. Ale święte Dorota i Agata?! Co zrobić z takim cierpieniem? a jednak Sebastianowi się udaje. Tylko jedna dawno zaschnięta kropla krwi - w tych wierszykach maleńkich jak ogromne otwarte rany. Tylko jedna kropla... a reszta? Gdzie jest? Może w różach, liściach, drzewach, co wyrastają z rąk, nóg, ust, oczu, uszu i serc na jego rysunkach? a może w niespokojnej, rwanej pulsacji fraz Zygmunta Koniecznego? Gdzieś jest, bo to są żywe liście i żywe słowa.

Janusz Radek, Grzegorz Turnau, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Andrzej Zarycki, Joanna i Jan Słowińscy, Piotr ?Kuba" Kubowicz, Przemysław Branny, Jan Nowicki, Jerzy Trela, Marek Michalak, Dzidka Muzolf... Kogo nie ma na tej płycie! Czy coś ich łączy? Wiedząc, że istota bytu jest w dziwaczności, /tworząc i trwając inaczej niż wszyscy wokół/ tworząc według dziury wyharatanej w boku -/ uwolnić możesz Niebo od beznadziejności.

Tak, oni wiedzą, że liczy się tylko dziwaczny, rwany, pulsujący nerwowo rytm - jeśli to twój rytm; dziwaczny, krzywy, smutny diabeł z nogą przebitą gałązką jabłoni - jeśli to twój diabeł; i dziwaczna, pięknie niemożliwa opowieść - jeśli to twoja opowieść. Wiedzą, że liczy się tylko twoja własna pieśń. Pieśń apokryficzna. Póki nie poznasz tej ostatecznej.

Kronika krakowska
21-06-2004

Ciszy boski śpiew
Wacław Kurpiński

Po recitalu Basi Stępniak-Wilk

Jakoś dawno nie słyszałem recitalu Basi Stępniak-Wilk; a czas leci - 9 lat minęło, gdy bodaj jeszcze jako studentka polonistyki w Lublinie wygrała autorskimi piosenkami Studencki Festiwal Piosenki, a potem osiadła w Krakowie, by podjąć studia muzykologiczne. Wybrałem się wiec na jej gościnny - jest wszak artystka kabaretu Loch Camelot - recital w piwnicy przy Wiślnej 12, w ramach cyklu "Kraina zagubionych marzeń".

Pierwsza radość - akompaniujący, wspólnie z puzonistą Tomaszem Hernikiem, Marcin Partyka, młody pianista i kompozytor, który - takoż odkryty w czasie SFP - też wybrał nasze miasto. Na szczęście, bo muzykiem jest fantastycznym. Druga to - oczywiście - piosenki. Te dawne - nagrane na piękna płytę, wydana wraz z książką "O obrotach" w oficynie Proszynski i S-ka, nowsze, nowe. z tych wyniosłem dla siebie z radością dwie - "Dawno nikogo"oraz przejmującą, nastrojową "Kantyczkę przydrożną" (polecam na płycie krakowskiej Grupy Apokryficznej). To kolejne perełki, które kiedyś złożą się na album typu greatest hits tej artystki. Pewnie nie przebiją się one do masowego odbiorcy, łaknącego muzycznej cukrowej waty, ale dla poszukujących zamyślenia, melancholijnego wyciszenia i piękna to repertuar wymarzony. Tak jak w tekstach pojawia się "śniegu puch" i Matka Boska, co "w dłoniach pieści deszcz" i "poranną mgłę" i ?ciszy boski śpiew"- tak i muzyce, i w samym śpiewie. a w śpiewie Basi Stępniak-Wilk - by wykonywane a capella "Moje małe de profundis"przywołać - można się wręcz ekstatycznie zasłuchać (w czym - niestety - przeszkadzała mi jaskrawoczerwona bluzka wykonawczyni), odnajdując nadzieje, ukojenie. Wiarę w świat. a że nie składa się on jedynie z lirycznej zadumy, zatem i Basia Stępniak-Wilk przełamuje te klimaty pierwiastkami żartobliwymi, jak niegdysiejsza ?Anemia", jak opowieść o psotnym Kopciuszku świntuszku czy Partyki "Czarna owca". Bo wszak skoro wokół piękny świat to i uśmiech ma pełniejszy wymiar. Tak, Basia Stępniak-Wilk przywraca zagubione marzenia.